Coraz częściej słychać głosy sugerujące, że Gruzini powinni zrezygnować z odzyskania Osetii Południowej tak samo jak Francuzi zrezygnowali z Algierii uznając jej niepodległościowe aspiracje (traktat z Evian-les-Bains, 1962 r.). Autorzy ci argumentują, że lepiej pozbyć się problematycznych terenów, by na uszczuplonym lecz "zdrowym" terytorium budować silne, demokratyczne państwo i dobrobyt obywateli.
Po co właściwie Gruzji ta jałowa, słabo zaludniona górska kraina wielkości zaledwie dwóch powiatów płockich? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na to pytanie zanim przyjmiemy tezę mówiącą, że rezygnacja z Osetii oznacza koniec problemu.
Przyjrzyjmy się najpierw granicy. Obecnie granica gruzińsko-rosyjska na odcinku osetyjskim wynosi 68 km. Jendak położenie Osetii sprawia, że jeśli Gruzja straci ziemie autonomii osetyjskiej to oznacza wydłużenie granicy na tym odcinku z 68 km do... aż 341 km. W ten sposób Gruzji przybędzie całe 273 km styczności z agresywnym sąsiadem - de facto Rosją. Rezygnacja z roszczeń wobec spornego terenu byłaby w istocie przyzwoleniem na wydłużenie o 271 km potencjalnego frontu. Dodam, że na odcinku 68 km obecnej granicy biegnie Pasmo Główne Kaukazu i tylko w dwóch punktach Rosjanie mogą atakować z użyciem wojsk lądowych - przez Tunel Rocki i Przełęcz Mamisońską. "Nowa granica"przecina w poprzek liczne doliny, którymi rosyjskie czołgi mogą jednocześnie uderzyć w wielu kierunku kluczowych kierunkach i szybko zająć strategiczne miasta - Tbilisi, Gori i Kutaisi.
Druga kwestia to bezpieczeństwo stolicy i całej aglomeracji tbiliskiej. W przypdaku terytorialnej integralności Gruzji rosyjska artyleria znajduje się 109 km od centrum Tbilisi, zaś w przypdaku zrezygnowania z Osetii ten dystans skraca się do zaledwie 30 km. Dla porównania, to tak jakby wymierzyć działa w centrum Warszawy i ustawić je... w okolicach Otwocka.
Kolejna sprawa to "przepołowienie Gruzji". O co chodzi? Otóż musimy spojrzeć na dwie mapy - etniczną i fizyczną. Na pierwszej zobaczymy, że 25 km na południe od granic byłego obwodu autonomii osetyjskiej rozpoczyna się teren zwarcie zamieszkały przez drugą pod względem liczebności mniejszość narodową Gruzji, czyli Ormian (pierwszą są Azerowie). Głosy żadające autonomii a nawet przyłączenia do sąsiedniej Armenii nie są tu nowością a nowa fala tego typu wystąpień szybko wezbrała tuż po niedawnej wojnie. Rozwój separatyzmu jeszcze hamuje... sąsiednia Armenia, która jest w sporze z Azerbejdżanem o Karabach. Gruzini obawiaja się, że kiedy status Karabachu zostanie uregulowany problem irredenty ormiańskiej powróci, tym bardziej, że Armenia i Gruzja stoczyły już jedną wojnę o te tereny (w 1918 r.).
Pobieżny rzut oka na mapę fizyczną pokazuje potężne góry Wielkiego Kaukazu na północy i równie nieprzystępne góry Małego Kaukazu na południu kraju. Pomiędzy nimi przeciska się rzeka Mtkwari (ros. Kura) a wzdłuż niej koncentruje się gruzińskie osadnictwo. Właśnie tędy, pomiędzy granicami autonomii osetyjskiej a stromymi stokami Małego Kaukazu biegną kluczowe szlaki transportowe o znaczeniu nie tylko krajowym ale i regionalnym. Przechodzą tu główne drogi z portów Morza Czarnego (Batumi i Poti), które nastepnie poprzez Tbilisi dochodzą do Baku (a potem promem do Azji Centralnej) oraz do Teheranu. Podobnie z koleją, która zaczyna się w Poti/Batumi a dociera do Baku i Teheranu. Do tego dochodzi rurociąg z Baku nad Morze Czarne, który dla Europy ma być częściową alternatywą wobec zaopatrzenia z Rosji. Gruzini doskonale wiedzą, że te trasy nie tylko są podstawą do zaoptrzenia wschodniej połowy ich kraju wraz ze stolicą, ale również stanowią ważny gospodarczo i politycznie szlak tranzytowy, który podnosi zainteresowanie Gruzją i jej wzmacnia jej pozycję międzynarodową.
Tymczasem Sowieci tak doskonale realizowali zasadę dziel i rządź, że granice autonomii osetyjskiej perfidnie wytyczyli kilkaset metrów od owej strategicznej autostrady biegnącej z zachodu na wschód (w okolicy wioski Karapila). W tych okolicznościach uznajc Osetię Gruzini zgodziliby się, że tuż przy tak kluczowym korytarzu zaczyna się obce państwo z własnymi (de facto rosyjskimi) wojskami. Utrata obszaru autonomii osetyjskiej oznacza właściwie podkopanie bezpieczeństwa państwa, stabilności gospodarki i oczywiście osłabienie zaufania inwestorów do projektów infrastrukturalnych w tym miejscu.
Jeszcze warto wspomnieć, że przyznanie przez Gruzinów separatystom osetyjskim prawa do utworzenia swpjego państwa na terytorium Gruzji lub prawa do połączenia się z rodakami mieszkającymi zaraz za granicą oznaczałoby, że Gruzini musieliby jakiś czas później stanąć w obliczu secesji południowych regionów zdominowanych przez Ormian. Obie populacje - Osetyjczycy wokół Cchinwali i Ormianie w regionie Dżawachetia - zostały przesiedlone na tereny dzisiejszej Gruzji w XIX w. przez władze carskie. Obie społeczności zamieszkują dość zwarcie (Ormianie nawet bardziej). Wreszcie przedstawiciele obu narodów domagali się "prawa do samostanowienia". Pełna zgoda Gruzinów na samostanowienie Osetyjczyków gwałtownie popchnie Ormian do walki politycznej lub nawet zbrojnej o to samo. Nie mozna wykluczyć, że wtedy szybko wejdzie z pomocą armia rosyjska i uzna niepodległość "Republiki Ormian Dżawacheckich". W tym czarnym scenariuszu najgorsze dla państwa gruzińskiego byłoby rozczłonkowanie terytorium, które straciłoby resztkę realnych możliwości obronnych.
Wydłużenie granicy w przypadku nie odzyskania Osetii oznacza dla Gruzji również poważne problemy gospodarcze. Wspomniane wcześniej nowe 271 km granicy państwowej przebiega przez grzbiety i doliny górskie - idealne dla przemytników. Dodać trzeba, że przez kilkanaście ostatnich lat to własnie przemyt był największym źródłem dochodu dla wyjętych spod prawa separatystów w Cchinwali i ważniejszych watażków rosyjskiej armii.
W przeciwieństwie do komentatorów, którzy namawiają Gruzinów do korzystania z europejskich doświadczeń, władze w Tbilisi doskonale zdają sobie sprawę z nadmienionych wyżej uwarunkowań. Wiedzą, że przyznanie prawa do samostanowienia ludności osetyjskiej - osiedlonej w XIX w. w rejonie Cchinwali w celu osłabienia etnosu gruzińskiego - uderza w podstawy bezpieczeństwa i rozwoju Gruzji. Utrata tych terenów właściwie skazuje Republikę Gruzji na dramatyczny brak stabilności, postępujące uzależnienie od Moskwy i wątłe perspektywy gospodarcze w skutek zbyt dużego ryzyka dla inwestorów.