Brak jest bezpośredniego połączenia Polska-Azerbejdżan. My zdecydowałyśmy się na lot z Rygi do Baku liniami Air Baltic (123,5 LVL czyli około 741 PLN). Nie obyło się bez niespodzianek - na lotnisku w Rydze nie miałybyśmy pojęcia, że zaczęła się odprawa, gdyby nie reprezentacja Azerbejdżanu (w nieznanej nam dyscyplinie sportowej, ale mieli koszulki), która ustawiła się w kolejce przy odpowiednim stanowisku. Lot trwa około 3 godzin, warto pamiętać o różnicy czasu – czas polski plus 3 godziny. Przed przyjazdem do Azerbejdżanu radzimy zabezpieczyć wszelkie materiały podróżnika, tzn. schować głęboko przewodnik Lonely Planet i okleić okładki, na których nazwy Armenia i Azerbejdżan sąsiadują ze sobą. W przeciwnym razie mogą zostać zarekwirowane.
fot. Agnieszka Rostkowska
Zgodnie z zasadą powszechnej dezinformacji, wiza miała kosztować 40 USD, a jednak musiałyśmy zapłacić 85 USD. Przepisy wizowe wciąż ulegają zmianie, a strony ambasad rzadko są aktualizowane. Do początku lipca tego roku istniała możliwość kupna wizy na lotnisku Heydara Alijewa w Baku –obecnie dobrze jest się w tej sprawie skontaktować z ambasadą Azerbejdżanu w Warszawie.
W wyniku nieprzewidzianych okoliczności pierwszą noc w Baku spędziłyśmy na lotnisku. Gdybyście i Wy zostali bezdomnymi po przylocie, oto garść przydatnych informacji. Na lotnisku znajduje się sklep czynny całą dobę – można płacić tylko manatami, ale bez obaw, obok jest też kantor. W razie gdyby sprzedawczyni spała, jak to ma w zwyczaju, należy ją humanitarnie, acz stanowczo obudzić. Możecie liczyć na opiekę ze strony pracowników lotniska – nas poczęstowali herbatą i ciasteczkami, opowiedzieli miejscowe legendy (np. o Dziewiczej Wieży), wyjaśnili jak są po azerbejdżańsku wszystkie rodzaje czereśni, ogórków, pomidorów i w jakich rejonach najlepiej je kupić, dali wykład o szkodliwości palenia (na lotnisku znajdują się miejsca dla palących), a nawet uraczyli dość specyficznymi komplementami. Nie ma najmniejszego problemu ze znalezieniem taksówki z lotniska – możecie się spodziewać, że o każdej porze dnia i nocy przed wejściem napotkacie tłum taksówkarzy. Targowanie się jest normą. Bardzo przydatna, a wręcz niezbędna jest znajomość rosyjskiego, tudzież tureckiego. Język angielski na tych terenach nie jest lingua franca.
fot. Agnieszka Rostkowska
Główną atrakcję Baku, Stare Miasto łatwo rozpoznać nie tyle po Dziewiczej Wieży, co po ilości dźwigów. Najprawdopodobniej zostanie ono skreślone z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO ze względu na zaawansowaną renowację. Przewodniki sugerują, by na zwiedzanie zarezerwować co najmniej 5 godzin, z naszych doświadczeń wynika, że jedna godzina wystarczy. Po obejrzeniu Starego Miasta warto przejść się po Bulwarze Nafciarzy – duże wrażenie robią perfekcyjnie utrzymane (nawet przy temperaturach rzędu 40oC) tereny zielone, przypominające wręcz bulwary w Cannes. Bulwar doprowadził nas do placu Azneft (w zasadzie jest to rondo z flagą pośrodku), a stamtąd to już rzut kamieniem do miejsca, z którego roztacza się widok na całe Baku. Żeby się tam dostać macie do wyboru: 20 minutowy trucht po schodach lub przejażdżkę kolejką (zwaną funicularem, odjazd co piętnaście minut, 0,2 USD). My takiego wyboru nie miałyśmy – na przeszkodzie stanął nam Prezydent Polski, który wybrał się z wizytą do Azerbejdżanu dokładnie w tym czasie co my. Pozostała nam wspinaczka po schodach pod czujnym okiem wojska, które obstawiło cały teren. Drobna uwaga: obowiązuje bezwzględny zakaz fotografowania kolejki, a jego złamanie grozi aresztem. Nas przed zatrzymaniem uratowały zdolności aktorskie – udając, że mówimy tylko w języku polskim i wykonując przy tym rozpaczliwe ruchy przekonałyśmy funkcjonariusza, że zaraz wykasujemy zdjęcie. Na wzgórzu usytuowany jest Memoriał upamiętniający ofiary walk z Armią Czerwoną w 1990 roku oraz Męczeńska Droga, przy której znajdują się mogiły. Mieszkańcy chętnie udają się tam na spacery, natomiast w rocznicę wydarzeń tysiące osób zbierają się, by oddać cześć pomordowanym.
fot. Agnieszka Rostkowska
Zwiedzanie Baku nie kończy się wraz z nadejściem nocy, my zaryzykowałybyśmy stwierdzenie, że dopiero się zaczyna. Sprawdziłyśmy to na własnej skórze w trzech różnych miejscach. Pierwsze z nich łatwo jest przeoczyć, bo przecież kto by się ładował do restauracji na siedemnastym piętrze hotelu Radisson? A jednak warto. Siedząc na tarasie upajałyśmy się nocnym widokiem rozświetlonego Baku. W żadnym wypadku nie rezygnujcie z tego miejsca, zwłaszcza, że wbrew pozorom ceny są całkiem przystępne (przykładowo: piwo około 5 AZN). Kolejna propozycja to coś dla miłośników rockowych klimatów – niewielki klub w piwnicy z muzyką na żywo. Ponoć występujące zespoły to znudzeni pseudorockmeni, na co dzień nauczyciele. I tu niespodziewanie natknęłyśmy się na polskie ślady. I nie chodzi bynajmniej o polskich architektów, którzy w XIX wieku budowali Baku. O Polsce przypomniała nam butelka naszego rodzimego piwa (nazwa do wiedzy redakcji, by uniknąć kryptoreklamy) stojąca nad barem oraz przybity tuż obok dziesięciozłotowy banknot. I wreszcie ostatnie miejsce na naszej alternatywnej trasie zwiedzania stolicy. Guinness House to pub oferujący wiele atrakcji, jak piwo po 2 AZN czy rozmowy z pijanymi Szkotami pracującymi na platformach naftowych. Dodajmy, że byłyśmy jedynymi kobietami nie-prostytutkami. To tylko nieliczne przykłady pubów, barów, klubów, które miasto ma do zaoferowania.