Nie wiem skąd nam się to wzięło, ale myśleliśmy, że w jeden dzień dojedziemy, zwiedzimy Uszguli i wrócimy na bazę rowerem. Skutecznie do innej opcji przekonali nas policjanci - Radiowozem po drodze zwiedzając miasto, zostaliśmy podwiezieni na dworzec, skąd ruszały marszrutki. Musieliśmy dotrzeć do Zugdidi, tam przesiąść się na kolejną do Uszguli. W Zugdidi kiedy było już grubo po 12:00 dowiedzieliśmy się, że transport jest tylko do Mestii, skąd do Uszguli można dostać się tylko wynajętym jeepem. Nastawiając się na jednodniową wycieczkę i informując policjantów, że będziemy wieczorem tego samego dnia, zabierając ze sobą jedynie aparaty i portfele okazało się, że wypad jednodniowy zapowiadał się na trwający trochę dłużej. Ale być w Gruzji i nie widzieć Gór Swanetii to grzech! Decyzja była szybka i prosta jedziemy!. Trochę zmartwieni faktem, że policjanci mogą się o nas martwić spytaliśmy jednego z podróżnych czy można w jakiś sposób powiadomić ich, że nie dotrzemy na nocleg! W pomoc zaangażowała się spora część podróżnych . wykonali kilka telefonów do znajomych znajomych i zostaliśmy zapewnieni że wszystko jest ok i "no problem"! Podróż do Mestii zajęła ok. 4h. Obowiązkowy jak zawsze był godzinny postój w restauracji na posiłek. Nikt tu się nie spieszy, ani nie niecierpliwi, na wszystko jest czas. W Mestii przesiadamy się na jeepa i ok. 20:00 jesteśmy w Uszguli, gdzie zostajemy już na noc. Gospodyni przygotowuje całą kolację na naszych oczach, jest wszystko z czego słynie Gruzja, chaczapuri, szaszłyki, warzywa, orzechy, no i oczywiście czacza. Toasty do dna, śpiewamy (po czaczy sami śpiewaliśmy gruzińskie pieśni, nie tylko słuchaliśmy ;)) i prowadzimy rozmowy o życiu oczywiście płynnie ;) po rosyjsku :)
Mestia razem z obszarem Górnej Swanetii wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zachowało się wiele średniowiecznych baszt rodowych.