Jeszcze jesienią ubiegłego roku wydawało się, że agresywna polityka Rosji wobec swojego południowego sąsiada powtórzy znany schemat z lat 90-tych. Najpierw wojna stylizowana na lokalny „konflikt etniczny” a potem okupacja części terytorium pod pretekstem „obrony swoich obywateli” i wieloletnia gra zamrożonym konfliktem. Niestety tym razem mnożą się przesłanki, które nie pozwalają na tak „umiarkowany optymizm”. Niemal każdy tydzień przynosi informacje, które sugerują, że kolejne zwiedzanie Gruzji przez rosyjskich czołgistów jest kwestią czasu. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu już w najbliższych miesiącach będziemy świadkami nowego dramatu.
Nie wykluczam też, że obecna atmosfera wokół Gruzji jest raczej efektem narastającej histerii i wyczekiwania na jakiś dziejowy przełom a w rzeczywistości sytuacja będzie dalej stabilizować się i rzesze opalonych oraz wypoczętych turystów spędzą tam wakacje swojego życia.
Wróćmy jednak do „czarnowidztwa”... Moskwa, dawna metropolia szykuje się do już trzeciego - w ciągu ostatnich 20 lat - ataku na swoja byłą kolonię, Tbilisi. Cele strategiczne są zawsze te same: utrzymać i poszerzyć swoje wpływy w całym regionie oraz przekreślić lub możliwie jak najbardziej opóźnić integrację odrodzonego państwa gruzińskiego z Zachodem. Cele pośrednie to: obalić prozachodnie elity, doprowadzić Republikę Gruzji do stanu „państwa upadłego”, odstraszyć inwestorów i wywołać totalną zapaść gospodarki.
Oznaki zbliżającej się wojny to przede wszystkim ciągłe umacnianie obecności wojskowej w separatystycznych regionach Gruzji oraz częste prowokowanie Gruzinów wzdłuż administracyjnych granic Abchazji i Osetii Południowej. Dochodzi do zabójstw przedstawicieli gruzińskiego państwa przez snajperów (giną urzędnicy i żołnierze). Często jest notowany ostrzał pozycji gruzińskich, a także nocne rajdy separatystów na gruzińskie wsie i porywanie mieszkańców dla okupu, uporczywe naruszanie przestrzeni powietrznej, okupacja terenów poza spornymi autonomiami (Perewi), ograniczenie działalności międzynarodowych obserwatorów.
Choć gruzińscy decydenci zapewniają o zimnej krwi i nieuleganiu prowokacjom to rośnie frustracja i chęć odwetu. W takich warunkach łatwo nawet o samowolny pościg za paramilitarnymi grupami Osetyjczyków zastraszających ludność gruzińską czy odwetowy atak na przygraniczną wioskę. Wydaje się, że w oczach Kremla takie zdarzenie wypełni kryteria „ius ad bellum” i hordy rosyjskich czołgów ruszą na „ostateczne rozwiązanie kwestii gruzińskiej”. Warto dodać, że już prasa gruzińska donosi o Gruzinach, którzy nazywają siebie partyzantami i operują na okupowanych terytoriach.
Pretekst do kolejnej inwazji może pojawić się w innym regionie zamieszkałym w większości przez mniejszość. Mam tu na myśli zasiedloną przez Ormian Dżawachetię, wokół której narasta napięcie a Erywań po raz pierwszy od 20 lat zachowuje milczenie i przyzwala na antygruzińską kampanię wewnątrz Armenii. Temperatura rośnie. Tbilisi aresztowało dwóch dżawacheckich Ormian i zarzuciło im „formowanie oddziałów paramilitarnych i szpiegostwo”, zaś miejscowa ludność żąda szerokiej autonomii oraz oskarża gruziński rząd o „biały genocyd” (ludobójstwo mające polegać na ekonomicznym i społecznym defaworyzowaniu ormiańskich społeczności).
Analiza mapy geograficznej maluje czarny obraz skutków ewentualnego zajęcia Dżawachetii. Przy takim rozwoju wypadków, rosyjskie wojska w Dżawachetii oraz okupowanej Południowej Osetii będą stały zaledwie w odległości 21 km od siebie! W tym scenariuszu Gruzja zostanie przepołowiona na dwie odrębne części – wschodnią i zachodnią – tak jak w czasach Kolchidy i Iberii (starożytne państwa gruzińskie). Należy podkreślić, że Dżawachetia jest dla Europy czyś znacznie ważniejszym niż ciekawostką. Przez ten region biegnie ważny ropociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan.
Raczej latem, między czerwcem a sierpniem. Zmasowane uderzenie pancernymi kolumnami z baz w Rosji wymaga pokonania górskich przełęczy i serpentyn, które przez większą część roku są blokowane przez lawiny oraz osuwiska podczas roztopów. Jednak może się okazać, że do ataku dojdzie już w kwietniu, kiedy mają się rozpocząć masowe protesty uliczne gruzińskiej opozycji. W tym wariancie do akcji wkroczyłyby głównie siły stacjonujące w Abchazji i Osetii, wsparte przez lotnictwo.
Inwazja nie powinna być odkładana na kolejny rok, gdyż spodziewane skutki kryzysu gospodarczego relatywnie ograniczą możliwości państwa rosyjskiego a w poszukiwaniu wsparcia będzie ono zabiegało o jak najlepsze relacje z zachodnimi partnerami.
By odpowiedzieć na to pytanie trzeba odnieść się do rosyjskich celów sierpniowej inwazji oraz stosunków Zachodu z Rosją w kolejnych miesiącach i dziś. Od kwietnia 2008 r. Rosjanie nasilali prowokacje wobec Gruzinów, by ci wreszcie dali im wyraźny „casus belli”, co przy wsparciu propagandy pomogło w oczach opinii międzynarodowej obarczyć winą Micheila Saakaszwilego. W ten sposób udało się skompromitować prezydenta i państwo, które wiosną otrzymało mgliste obietnice otwarcia drogi do NATO podczas grudniowego szczytu Sojuszu. Mimo intensywnych działań dyplomacji i mediów, sukces Moskwy był częściowy. Liczono, że „nieodpowiedzialny pieniacz”, „ludobójca”, „tyran” i „paranoik” - w jednej osobie – nie będzie wpuszczony ponownie na europejskie salony a przed jego „niedojrzałym państwem” kategorycznie zatrzasną się drzwi UE i NATO. Tymczasem, mimo widocznego ochłodzenia, potwierdzono możliwość członkostwa Gruzji w Pakcie Północnoatlantyckim (choć nie określono czasu), powstał projekt Partnerstwa Wschodniego, płynie pomoc ekspercka i finansowa.
Ostry konflikt Saakaszwilego z opozycją i silne podziały w gruzińskim społeczeństwie skłaniały Władimira Putina, by liczyć na powtórkę scenariusza z wojen w latach 90-tych. Jednak tym razem społeczeństwo skonsolidowało się wokół prezydenta a po wojnie nie doszło do przewrotu oraz rozsypki państwa (i co za tym idzie również gospodarczej katastrofy). Gdyby tym razem zadziałał ten sam mechanizm, to mimo wycofania wojsk rosyjskich do baz w Osetii i Abchazji, doszłoby do obalenia prozachodniej ekipy a rosnący chaos na wiele lat zniechęciłby Europę do budowania tędy alternatywnych magistral dla gazu i ropy znad Morza Kaspijskiego.
Zapewne hamująco podziałał niepewny wynik wyborów w USA i nieznana reakcja nowej administracji oraz brak pewności co do długofalowych konsekwencji ze strony państw Unii Europejskiej. Wówczas mogło się wydawać, że nawet ograniczona interwencja uruchomiła nieodwracalny proces, który szybko „uwolni” Gruzję od Saakaszwilego i pogrąży państwo w śmiertelnych konwulsjach. Po co więc dalej prowokować zachodnich partnerów do stosowania kar, skoro sami Gruzini niebawem dokończą dzieła? Warto zauważyć, że „wieszając wtedy Saakaszwilego za jaja” (słowa Putina) Rosjanie mieliby ogromny problem by ukryć prawdziwe motywy sierpniowej interwencji oraz skutecznie sprzedać Światu swoją wersję zdarzeń.
Wydaje się, że obecnie narasta po stronie rosyjskiej potencjał do kolejnej interwencji. Z jednej strony sytuacja w Gruzji i wokół Gruzji generalnie nie rozwija się w kierunkach pożądanych przez Moskwę. Z drugiej strony brak realnych konsekwencji i zaskakująco szybkie przejście Zachodu na ugodowe pozycje wzmaga poczucie bezkarności oraz przyzwolenia na użycie armii na obszarze WNP.
1. Istnieje spore prawdopodobieństwo utrzymania się w Gruzji prozachodniej ekipy Saakaszwilego, gdyż posiada ona dość zasobów i władzy, by powstrzymać opozycję przed siłowym przejęciem rządów i nieprzewidywalnym chaosem (bardzo pożądanym na Kremlu).
2. Pokojowa sukcesja prawdopodobnie zakończy się przekazaniem względnie stabilnego państwa w ręce liderów również dążących do integracji Gruzji z NATO i UE (Alasania, Burdżanadze, Zurabiszwili, Gaczecziladze). To chyba najgorszy scenariusz, gdyż utrudnia oskarżanie rządu w Gruzji o „totalitaryzm” i nawoływanie do jego izolacji (zwłaszcza wstrzymanie pomocy przy modernizacji armii).
3. Efektem wojny sierpniowej nie było spodziewane ograniczenie obecności Unii Europejskiej w Gruzji. Mało tego, UE przyznała spore środki pomocowe, które per capita są zbliżone wysokością do funduszy strukturalnych w nowych krajach członkowskich. Aby efektywnie zaabsorbować tą pomoc Tbilisi, przy eksperckim wsparciu państw UE (głównie Polski i Niemiec), przygotowuje epokową reformę samorządu, która bardzo zbliży struktury administracji do modelu europejskiego.
4. Unia Europejska nie tylko nie porzuciła projektu budowy rurociągu Nabucco, ale szykuje się do jego realizacji (zwłaszcza po styczniowym kryzysie gazowym z Ukrainą). Ten projekt, biegnący częściowo przez terytorium Gruzji, będzie konkurował z rurociągami North Stream oraz South Stream o zasoby gazu znad M. Kaspijskiego i zmniejszy zależność Europy od Gazpromu.
5. Gruzja Saakaszwilego izoluje Rosję od jedynego sojusznika w regionie – Armenii (od 20 lat otwarte są jedynie granice z Gruzją i Iranem). Mimo gospodarczego i politycznego zwasalizowania faktyczna izolacja może skłaniać elity w Erywaniu do intensywnego szukania innych partnerów. Niepokój Moskwy budzi nasilenie dialogu z Ankarą w ostatnich miesiącach, który może doprowadzić do zniesienia blokady ze strony Turcji. Wznowienie stosunków dyplomatycznych między obydwoma krajami oraz uruchomienie przejść granicznych otworzyłoby Armenii szerokie okno z kuszącym widokiem na Zachód.
6. „Wrogi kraj” na drodze z Rosji do Armenii wyklucza lądowy transport sprzętu wojskowego między rosyjskimi bazami w obu sojuszniczych państwach. Wynikające z tego problemy z wymianą, uzupełnianiem i serwisowaniem wyposażenia (zwłaszcza ciężkiego) obniżają zdolności bojowe rosyjskich jednostek. Wydaje się, że w trosce o zachowanie odpowiedniego potencjału militarnego na Południowym Kaukazie, Rosjanie zdecydują się na wyeliminowanie problemów z transportem przez Gruzję.
Jeszcze w sierpniu wśród zachodnich przywódców dominowały głosy potępiające Rosję za agresję na Gruzję. Niektórzy komentatorzy przebąkiwali nawet o możliwości sankcji oraz groźbie nowej zimnej wojny. Trudno przecenić wkład dyplomacji europejskiej w wynegocjowaniu porozumienia kończącego zbrojną fazę konfliktu. Jednak wkrótce okazało się, że Rosjanie skutecznie rozgrywają państwa europejskie a tym brakuje konsekwencji.
Wbrew przyjętym zobowiązaniom Rosjanie nie wycofali się na pozycje sprzed wybuchu wojny. Ciągle okupują tereny podbite w sierpniu: Wąwóz Kodori (autonomia abchaska), gruzińskie enklawy na północ od Cchinwali oraz Rejon Achalgori (autonomia osetyjska) oraz wioski wokół Perewi (poza obszarem Abchazji i Osetii Południowej). Kolejnym przykładem łamania umowy Sarkozy-Miedwiediew jest instalowanie tysięcy rosyjskich żołnierzy i sprzętu na okupowanych terenach. Kolejnym naruszeniem jest uznanie państwowości Abchazji i Osetii Południowej.
Od rozpoczęcia inwazji Rosja testowała na ile może sobie pozwolić i jaki rachunek wystawią jej za to zachodni partnerzy. Dziś już wiadomo, że ten kraj możne nie wywiązywać się z podpisanych porozumień a mimo to wspólnota transatlantycka „resetuje” i normalizuje wzajemne stosunki.
Gruzja i Południowy Kaukaz nie są i nigdy nie były na liście priorytetów UE i Stanów Zjednoczonych. Rozwój wypadków po 08.08.08. stanowił empiryczny dowód aktualności tego stwierdzenia. Moskwa zyskała potwierdzenie, że jest nieodzowna Zachodowi w polityce globalnej a za swoje usługi oczekuje względnej swobody na Kaukazie. O ile dziś takie przyzwolenie pozwoli Zachodowi zyskać wsparcie w kwestiach irańskiego i północnokoreańskiego programu nuklearnego oraz operacji w Afganistanie, to w perspektywie średnio i długookresowej może stać się problemem samym w sobie, który wykroczy poza pozornie daleki Kaukaz.
1.Czy można uniknąć kolejnej wojny? Pogłębiający się kryzys gospodarczy w Rosji może przynieść mieć dwa, przeciwstawne efekty. Osłabione państwo nie zechce angażować kurczących się środków w kolejną wojnę, której rezultatów nie da się przecież do końca przewidzieć. Z drugiej jednak strony, zwycięska wojna w „bliskiej zagranicy” może być postrzegana przez dzisiejsze elity władzy rosyjskiej za relatywnie skuteczny sposób na czasowe spacyfikowanie potencjału buntu w swoim społeczeństwie. Znacznie więcej nadziei na pokój dawałaby zmiana czekistowskiej ekipy w Moskwie lub prozachodniej ekipy w Tbilisi. W ten sposób zniknęłoby podstawowe źródło konfliktu jakim jest rywalizacja przeciwstawnych modeli rozwoju cywilizacyjnego.
2.„Resetowanie” przez Waszyngton stosunków z Moskwą może również zadziałać inaczej niż wspomniałem powyżej. Być może sytuacja gospodarcza zmusi niebawem Rosjan do szukania w Ameryce wsparcia a jego zakres i skala na pewno będą większe w czasie odwilży niż przeciągania liny. W tej sytuacji Putinowi będzie zależało na jeszcze lepszym klimacie współpracy z administracją Baraka Obamy, więc odłoży otwartą inwazję lecz zakulisowo będzie wspierał wszelkie siły odśrodkowe i antyrządowe wewnątrz Gruzji.
3.Najbardziej optymalny scenariusz, który gwarantowałby trwałe bezpieczeństwo, to zasadnicze redefiniowanie misji i wizji państwa rosyjskiego oraz zmiana mentalności elit i społeczeństwa. Wśród Rosjan już pojawiają się głosy mówiące o potrzebie porzucenia „kaukaskiego balastu”. Odbudowa swoich wpływów w niepodległych państwach Kaukazu Południowego, a także utrzymywanie panowania nad obcymi etnicznie i religijnie krainami Kaukazu Północnego pociągają za sobą wielkie koszty dla struktur państwa rosyjskiego i samych Rosjan. Tymczasem obciążenia te nie są współmierne do zysków. I nie chodzi tu jedynie o drenowanie budżetu państwa, ale także większe zagrożenie Rosji przez korupcję, kryminalizację wojska, milicji i aparatu urzędniczego, nieproporcjonalny wzrost wpływu „resortów siłowych” na funkcjonowanie państwa, tłamszenie demokracji, terroryzm. Wskazane patologie rodzą się lub nasilają właśnie na Kaukazie, gdyż Kreml nie przebiera w środkach.
Rosjanie podzielający ten punkt widzenia argumentują, że obecna forma zaangażowania na Kaukazie negatywnie wpływa na jakość życia dzisiejszych obywateli i zmniejsza szanse na modernizację i podniesienie standardów cywilizacyjnych państwa rosyjskiego w przyszłości. Ich zdaniem, w długiej perspektywie czasowej, Rosjanie więcej zyskaliby pozwalając północnokaukaskim góralom na niepodległość w oparciu o prawo do samostanowienia oraz budując partnerskie relacje z sąsiadami zza Kaukazu.
4.Bardziej realny wariant to uznanie przez rosyjską elitę konieczności współpracy z Gruzją w celu opanowania coraz mniej stabilnej sytuacji na Północnym Kaukazie. Pierwszym krokiem w realizacji takiego scenariusza byłaby rezygnacja z rozgrywania Gruzji i Południowego Kaukazu metodami „dziel i rządź”.