zdjęcia i fotografie góry Kaukaz, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, turystyka, podróże, wyprawy, gospodarka, bezpieczeństwo, zabytki, zwiedzanie, trekking, Morze Czarne, wybrzeże, Tbilisi, Batumi, Mccheta, Kazbek, Kazbegi, Wardzia
strona główna strzalka relacje strzalka Z dzieckiem w plecaku cz. 4

Z dzieckiem w plecaku - cz. 4

- 2011.08.15 (poniedziałek) - dzień dwudziesty drugi
Zugdid i - Mestia (marszrutka) 130km

Do Zugdidi przyjechaliśmy o 6.50, skąd krętymi drogami nad przepaściami pojechaliśmy do serca Kaukazu. W marszrutce spotkaliśmy dwie Polki i dwóch Polaków - sympatycznych członków Klubu Wysokogórskiego Katowice. Im bliżej byliśmy Mestii, tym coraz częściej zatrzymywaliśmy się z powod budowy drogi. Po niespełna 6. godzinach wysiedliśmy w Mestii.

Swanet ii (trekking) 10km

Mestia nie urzekła nas, ponieważ bardziej przypominała plac budowy niż atrakcyjną miejscowość górską. Saakaszwili planuje tu stworzyć zimową stolicę Gruzji. Po zakupach i zostawieniu wózka w Informacji Turystycznej, gdzie dostaliśmy też darmową mapkę z trasami trekkingowymi, ruszyliśmy na północ. W upale, tumanac kurzu wzbijanych przez przejeżdżające co chwilę ciężarówki, mijaliśm kamienne wieże - wizytówki tego regionu, który w 1996 roku znalazł się na liście światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO (nr 709). Bazę rozbiliśmy w drodze na lodowiec Chalaati. W nocy szalały burze.

- 2011.08.16 (wtorek) - dzień dwudziesty trzeci
Swanet ii (trekking) 10km

Kolejnego dnia w południe (jak przestało padać) bez obciążenia poszliśmy w stronę lodowca. Po drodze spotkaliśmy znów Agatę, Agnieszkę, Ryszarda i Andrzeja - Polaków z KW Katowice. Wspólnie dotarliśmy do czoła lodowca Chalaati. Mikołajek szybko maszerował z całą grupą, zadowolony że może wreszcie porozmawiać po polsku z kimś innym niż z rodzicami. Powrót do namiotu był już w deszczu. Po krótkim postoju rodaków w "naszej bazie", pożegnaliśmy się z nadzieją spotkania na skałach w Polsce.

Trekk nie był trudny, ale dał sporo satysfakcji. A spotkanie niezwykłych rodaków również wpłynęło na to, że dzień pomimo deszczowej pogody był bardz udany.

- 2011.08.17 (środa) - dzień dwudziesty czwarty
Swanetii (trekking) 10km

Na śniadanie Beata zebrała świeże maliny dla Mikołaja. Obóz złożyliśmy o 11.15. Powrót do Mestii w błocie był zdecydowanie lepszy niż marsz w kurzu. W Mestii, po odebraniu wózka z informacji turystycznej, złapaliśmy marszrutkę do Zugdidi.

Mestia - Zugdidi (marszrutka) 130km

W drodze powrotnej nasza marszrutka miała czołowe zderzenie z ciężarówką. Nic nikomu złego się nie stało, kierowcy nie skoczyli sobie do gardeł tylko przy pomocy innych kierowców i tubylców w niespełna godzinę naprawili auto, którym dojechaliśmy do Zugdidi. Znów jechaliśmy z rodakami: jeden z nich opłynął pół świata na jachcie i przejechał autostopem Australię, drugi również by doświadczonym globtroterem. Z powodu wypadku w Zugdidi byliśmy później niż myśleliśmy.

Zugdid i - Samtredia (marszrutka) 75km

O 21.30 pojechaliśmy do Samtredii, gdzie przy opuszczonym domu chcieliśmy rozbić namiot. Kiedy zapytaliśmy pasażera marszrutki, z której wysiedliśmy, czy nie będzie problemów z rozstawianiem namiotu. zostaliśmy zaproszeni do jego domu. Tam wraz Tarielem (gospodarzem, który nas zaprosił) biesiadowaliśmy do 3 nad ranem u jego sąsiadów, a Mikołaj wniebowzięty bawił się z młodymi Gruzinkami.

- 2011.08.18 (czwartek) - dzień dwudziesty piąty
Samtre dia - Ureki (marszrutka) 260km

Po krótkim śnie, znów dostaliśmy zaproszenie do stołu, na śniadanie. Szczęśliwi spotkaniem z autentyczną gruzińską gościnnością pojechaliśmy do Ureki. Spod dworca kolejowego za 50 tetri otwartym busem dojechaliśmy nad samą plażę nad Morzem Czarnym.

Tam po uzyskaniu zgody, za darmo rozbiliśmy namiot na plaży, nieopodal parkingu. Mikołaj szalał na falach, zakopywał się w piasku - po prostu korzystał z uroków dzieciństwa. My w cieniu parasolki cieszyliśmy się szczęściem naszego dziecka.

- 2011.08.19 (piątek) - dzień dwudziesty szósty
Plaża Ureki

Cały dzień Mikołaj bawił się na plaży, a my znów chowaliśmy się w cieniu wynajętej parasolki. Plaża w Ureki jest bardzo specyficzna ze względu na to, że jest piaszczysta (większość to plaże kamieniste), a sam piasek jest czarny i podobno ze względu na zawartość magnezu ma właściwości lecznicze. Na plaży jest dostęp do wody (prowizoryczne prysznice za 0,30 tetri), toalet, a w miasteczku jest mnóstwo restauracji i sklepów.

- 2011.08.20 (sobota) - dzień dwudziesty siódmy
Ureki - Batumi (autostop) - Sarpi (marszrutka) - Sarp (pieszo) 65km

Po dwudniowym plażowaniu, autostopem pojechaliśmy do Batumi, potem na granicę marszutką. Zaczęła się nasza podr powrotna do kraju przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Ukrainę.

Niezwykle zatłoczone przejście graniczne z Turcją jako "plecakowi turyści" szybko przekroczyliśmy pieszo. Z powodu dużego ruchu "przygranicznych handlarzy" normalnie można stać tam kilkadziesiąt minut.

Sarp - Trabzon (autostop, pieszo) 200km

W Sarp złapaliśmy autostop do Trabzon. Kierowcą był turecki biznesmen mieszkający w Dortmundzie, gdzie importował aluminium z Istambułu. Specjalnie dla nas nadrobił 40km, wymienił nam pieniądze i dał kilka dobrych rad, m.in. ostrzegł nas, byśmy uważali na Mikołaja, bo może go ktoś porwać. Po zakupach w hipermarkecie późnym wieczorem wyszliśmy poz granice Trabzon i noc spędziliśmy nad morzem na betonowej platformie, gdzie wędkarze łowią morskie ryby.

- 2011.08.21 (niedziela) - dzień dwudziesty ósmy
Trabzon - Samsun (autostop, pieszo) 330km

Noc była spokojna, choć krótka. O godzinie 8.00 byliśmy już w trasie w poszukiwaniu dobrego miejsca na stopa. Po znalezieniu dobrej miejscówki zjedliśmy śniadanie i po 45 minutach siedzieliśmy już w ciężarówc w drodze do Samsun. Kierowca mówił jedynie po turecku, więc tylko do siebie się uśmiechaliśmy. Mikołajowi trudno było wysiedzieć 3 godziny w jednej pozycji, ale daliśmy radę.

W Samsun przekombinowałem, i poszliśmy obwodnicą, co zajęło na (wraz z zakupami i postojem na placu zabaw) prawie 4 godziny. W końcu na dworzec autobusowy podwiózł nas kierowca ciężarówki wożącej asfalt. Po ra pierwszy w pustej wywrotce jechały nasze bagaże.

Samsun - Istambuł (autobus) 740km

Zdecydowaliśmy się na nocny autobus do Istambułu (80 lirów). Mikołaj spał na naszych kolanach.





Więcej o projekcie "Z dzieckiem w plecaku” na stronie zdzieckiemwplecaku.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright by kaukaz.pl